Wczoraj był dzień, który zdarza się raz na sto lat. Księżyc blisko Ziemii i pełnia. Ten właśnie dzień wybrałem na pierwszy wyjazd z garażu widlastej ósemki z amerykańskim rodowodem. Było sporo przeszkód, sporo przeklinania i dużo piwa na rozruszanie szarych komórek przez ostatni miesiąc.
Jechałem sobie, wsłuchując się w bulgot samochodu, przez to stające się ciekawym miasto i powiem szczerze, że celebracja tego momentu nie wyszła dokładnie tak jak chciałem ale... co z tego? Marzenia są piękne bo są i się spełniają.
V8.
niedziela, 6 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz