środa, 27 czerwca 2007

Świeca

Siedzę i patrzę.
Widzę przed oczami duszy mojej - Płomień.
Płomień świecy.
Piękny w swej elegancji, w swym spokoju, w ładzie i uporządkowaniu z jakim się pali. Równo, nieustannie, aż skończy się knot. Najmniejszy podmuch powietrza i wszystko co osiągnął zostaje zachwiane, zburzone i na zawsze stracone. Jednak on powraca, znów do dawnej formy, dawnego działania. Znów znaczy powietrze swą obecnością. Równa smuga prawie przezroczystej mgiełki unosi się nad nim. To to co pozostawia po sobie, to co jest wytworem jego działania. A gdy go ktoś chce zgasić on powstaje i dalej robi swoje.

Duzo analogii z życiem człowieka.

Tylko ilu z nas potrafi po tym jak nas raz zgaszą, powstać i kontynuować od miejsca w którym nam przerwano?

Gdy podmuch powietrza jest zbyt duży wtedy gwałtownie kończy się blask, w pamięci pozostaje tylko obraz odległy o sekundę czasu. Pozostaje błysk i uczucie ciepła bijące od niego.

Gdy będzie kończyć się tlen, powoli płomień będzie przygasał. Z każda upływającą chwilą.
Aż do kresu.
Aż do końca danego mu czasu.
I nie pozostawi ciepłego obrazu, pozostawi tylko świadomość, że wszystko musi przeminąć...
...żadnych ciepłych uczuć, prócz litości, w sercu nie zostawi...

Więc, niech mój płomień, gdy nadejdzie czas, ktoś zdmuchnie szybko, żeby pozostały po mnie tylko przyjemne wpsomnienia.

Według mnie to nie jest smutne. To jest stała część naszego życia. Jeśli uważamy ją za smutną, a chcemy radości w życiu, to musimy o śmierci zapomnieć... a przecież i tak przyjdzie.

Gdy pogodzimy się z naturą, wtedy nie ma się czego bać, innego wyjścia nie ma.
Możemy zacząć układać, swoje życie pod dyktando naszych myśli.

2005-01-20 | 13:31:19 | crazy-in-paradise

Brak komentarzy: