wtorek, 30 listopada 2010

Życia część dalsza - samotność w sieci

Czas. Tak dużo go mamy i zawsze nam go brakuje.

Muszę gdzieś wyjść, wydostać się z czterech ścian. Dzisiaj to ewidentnie trudniejsze niż zazwyczaj - za oknem tony śniegu. Garaż mniej lub bardziej odśnieżony - teoretycznie można jechać... tylko do kogo?

Ludzie potrzebują innych ludzi. Ja chyba jestem w tej fazie, że właściwie to potrzebuję kogokolwiek. Inaczej mówiąc prawie każde towarzystwo jest dla mnie lepsze niż pokój w którym siedzę. Trzeba dzisiaj gdzieś iść. Z celem. Konkretnie.

Zrozumienie, wsparcie. Zostałem egoistą. Teraz, patrzcie na mnie.

Swoistym egoistą, specyficznym - takim w którym budzi się jeszcze od czasu do czasu jakiś ludzki odruch. Może się zestarzałem? Możliwe ale to by znaczyło, że mamy bardzo ale to bardzo stare społeczeństwo.

No nic, są Andrzejki. Trzeba gdzieś się ruszyć, zapraszają, mają czas - mi dzisiaj towarzystwo wybitnie pasuje. Priorytety. Chciałem się umówić dzisiaj z kim innym - ale nie ma czasu... jak zwykle ostatnio.
Wiedziałem, że tak będzie. Trzy dni i wszystko wróciło do starego stanu - puste słowa, woda na młyn mojej obojętności i mojego rozwijającego się, samozachowawczego egoizmu. Wracam tam gdzie byłem - do czterech ścian swoich spraw.

Ale wiesz co? Ja bardzo szybko odlecę. Rozwinę skrzydła i zasłonię ludziom niebo by po chwili wzbić się na wyżyny swojego życia... i tam już pozostać. Realizować się, cieszyć, spełniać kolejne marzenia - być sobą i nie wracać już nigdy do czasów samotności. Tego chcę, wiesz? Coraz bardziej się do tego przekonuję, że mi życie, jak woda z górskiego potoku, umyka przez palce.

Samozachowawczy egoizm? Jest taka granica, po której przekroczeniu zaczynamy patrzeć na innych ludzi w ten dziwny sposób. Rodzi się obsesja, uwielbienie przemienia się w agresję. Miłość staje się tylko słowem. To zazwyczaj jest właśnie ten czas gdy taką osobę trzeba ratować. Wspierać, wspomagać. Ja jestem w takiej właśnie potrzebie po przekroczeniu tej cholernej granicy - muszę sobie radzić sam i właśnie to czynię zostając samozachowawczym egoistą. Oddalam się, pozostawiam to co zbudowałem, sam lub wspólnie, na zatracenie, zniszczenie. Przestaję się martwić, przestaję się dziwić, interesować... przestaję reagować. Muszę! Bo czuję, że tracę siebie, a nie można być dla nikogo jeśli nie jest się dla samego siebie. A ja właśnie się odstaję.
Dlatego powziąłem plan. Plan naprawy życia, czasu, człowieka.

Najtrudniej jest gdy jest wieczór... ciągle chcę wziąć za telefon i zadzwonić. Ciągle chcę myśleć ale to budzi tylko więcej negatywnych skojarzeń.
Kubatura pomieszczeń, blask monitora przez cały dzień. To sprawia, że zaczynam wariować. Potrzebuję kontaktu z ludźmi. Nie pracy! Ja mam pracę! Podoba mi się.
Kontaktu: takich prostych rzeczy. Chwil uśmiechów i zapomnienia... Widzę jednak, że to nie jest możliwe bo uśmiechy są tylko przed lustrem a zapomnienie w snach.

Jak by nie było teraz zimy i śniegu łatwiej by mi to było znieść... Droga nie wybacza błędów ale pozwala zapomnieć.

Pytasz o co mi chodzi?
Przeczytaj raz jeszcze.

Nie... "to tylko w mej głowie szum"

środa, 24 listopada 2010

Eh

Praca, mieszkanie, ten sam pokój, ten sam stolik, ten sam monitor.

Kurwa.

niedziela, 24 października 2010

Pytania

Powstań! Musimy! Musicie! Ja muszę!

Ten klimat. Ta lekkość. Chcę pisać. Właściwie to bym miał strasznie ciężki czas zostając pisarzem. Za mało głodu właśnie tej weny, którą mam teraz. Codzienność przytłacza ale ja się podnoszę. Odżywam. Gdy tracę siły wsiadam na motocykl, drę asfalt i zakrzywiam czasoprzestrzeń a potem jadę do Niej. Tak zwyczajnie. Tak dla siebie, dla nas. I nie zatrzyma mnie nikt bo to idę ja, właśnie moją drogą, którą wybrałem.
Słysze głosy w mojej głowie - podpowiadają, pomagają, ostrzegają. Nie... nie głosy. Intuicję. Głosy każą albo nakazują nie dają wyjścia. A ja wyjście zawsze mam. Decyzję tak/nie... i kroczę przed siebie.

Ile warte marzenia,
Ile to, że nic się nie zmienia... ale właśnie się zmienia. Do celu, tak prosto, zwyczajnie. Spełniając marzenia, bo o co więcej chodzi w życiu skoro i tak marzymy o miłości? I każdy tak ma, każdy kto nawet myśli, że jego to nie dotyczy. Wolność - tak trudne słowo. Wolność - taka Droga. Taka Karma. Amen.

środa, 22 września 2010

Otwieram pętlę czasu

Tak!!! Właśnie tak! Otwieram czasoprzestrzeń jednym, z pozoru, drobnym ruchem nadgarstka. Krew szybciej pompowana w żyłach przesiąka adrenaliną. 200. Wczoraj, jutro. Nie! Mknę na spotkanie teraźniejszości, chwili, sekundy - kawałka życia. Jest pięknie, pomarańczowo. Graj! Rozbrzmiewaj w mojej głowie "Desperado why don't you come to your senses?". Dziwnie poukładaliśmy swoje życia. Musimy sięgać po śmierć by doświadczyć, by cieszyć się życiem. Jaki to ma sens? Nie wiem - ale to działa. Blask każdego światła potrafi przyćmić nawet najgłębszy strumień szarej rzeczywistości.
Jutro pogrzeb motocyklisty. Czy warto? Nie wiem.

sobota, 18 września 2010

Otoczymjesteśmy

No way to prevent your soulf from... what?

Jeśli. Ponieważ. Gdyż. Obchodzi mnie to tyle co i nic. Chwiejny krok, mętne słowa, puste myśli zajmujące całą uwagę. Czemu tak żyć? Oni tak żyli i żyją. Ja tak nie chcę. Hipokryzja.

sobota, 5 czerwca 2010

Tenczas

Może to jest właśnie odpowiedni moment by palce poniosły bezwolny, burzliwy strumień myśli w Przestrzeń. Samotność i Przeszłość. Dwie niezmienne stałe w moim życiu, które mnie prześladują. Niepokonani wywieszający białe flagi na progach cudzych domów. Wiraże kolorów pozamykane w pustych butelkach po sumieniu. Wypite tak dawno temu.

Myśli, kolory, obrazy, słowa. Staje się nie tym kim chciałem... porzuciłem tamtego siebie w imię... ciężko powiedzieć czego. Wypiłem piwo. Wiedziałem, że po piwie nie wsiądę na motocykl. Do tego bym się nie zmusił. Nie chciałem po nocy rozrywać ciszy i spokoju poranka. Potrzebowałem tego. Sam na siebie nałożyłem barierę.
Chodźmy... nikt nie woła, tylko cichy szept w głowie przypomina.
Trzy cyfry na liczniku. Dwa od dawna, tylko druga i trzecia się zmieniają. To uwalnia. Tak cholernie uwalnia i budzi instynkt, który nie pozwala myśleć o niczym innym. To zabija. Tak cholernie zabija. Czasami mam ochotę dać sobie ze wszystkim spokój. Spróbowałem kilku rzeczy... kiedyś było łatwiej. Im dalej w las tym ciemniej ale zabawki coraz bardziej skomplikowane i tak cholernie pociągające.
Gdyby można było iść przez życie tylko z bagażem tych doświadczeń o których się chce pamiętać. Żyło by się łatwo.
Tylko czy nie popełniało by się cały czas tych samych błędów?

poniedziałek, 10 maja 2010

Znowu ten czas

...nastał.

Przestrzeń wolności - ocena sprawiedliwości.

Czym jest miłość.

Robieniem rzeczy, których normalnie by się nie zrobiło. Wariactwem. Pamięcią.
Kochać.
Chyba pamiętać. Nie odpuszczać... nigdy.

Dzisiaj jest źle. Bo mimo wszystko nigdy nie chciałem odpuszczać. Stałem, czekałem, robiłem co mogłem. Nie mogę liczyć na to samo. To jest za dużo. Chciałem za dużo.
Ja mam wybaczać, ja mam przepraszać, ja mam być odpowiedzialny, ja mam wyciągać rękę, ja mam patrzeć w przyszłość....
Odpowiedzialność? A to jest coś takiego, że pamiętasz.
Mam teraz te wszystkie obrazy przed oczami, wszystkie te które mogłem tak radośnie na starość wspominać. Wiedziałem, że mi nie wolno. Wiedziałem, że ja bym tak nie chciał. A właśnie to, czego sam nie chciałem jej dać, otrzymałem.

Teraz jest tylko prędkość. Bo pozwala nie myśleć. Dzisiaj prawie dwa wypadki - dosłownie podręcznikowe. Kogo to obchodzi...

Nie da się żyć bez marzeń. Dużą cześć mi odebrano. Kolejna część czeka. Reszty nie zdradzę.

niedziela, 2 maja 2010

Jestem tu

Droga.

Stopery w uszy i długa prosta ku wolności. Problem? Połowa przyjemności odchodzi razem z dźwiękiem przeszywanego kaskiem i owiewkami wiatru powietrza. Bez tego szum w uszach do końca dnia i ból głowy. Jednak wolę wiatr.
Trzy krzyże, rozmowy przy piwie.
Znajome twarze, ognisko i to coś, co ciężko nazwać ale przeszkadza mi w mojej moralności.
Potem pościel w groszki i zimna podłoga.
Śniadanie, radość, kawa, radość, motocykl. Piękna droga.
Kolejne godziny, kolejni znajomi. Garaż, motocykl.
Leżę na baku a przestrzeń zaczyna się zakrzywiać wypychając mnie do przodu. Na czterysta metrów, czyli gdzieś tam,  ludzie zaczynają się oglądać. Czterysta metrów... czyli trochę mniej niż osiem sekund. Świat z za owiewki wygląda dziwnie, niewiele widać więc podnoszę głowę - tak do linii oczu. Gorąco w stopy od asfaltu na zakrętach, wibracje, przecinanie powietrza. Spojrzenia ludzi - ale czy to o to chodzi? Nie, bo potem wolniej. Już bez adrenaliny, bez pogoni Anioła Stróża.... delikatnie, płynnie, z przyjemnością.

niedziela, 11 kwietnia 2010

10 kwietnia

10.04.2010 :

Plan:

Ryk silników, parada motocyklowa, uśmiech, muzyka, bliscy sercu ludzie.

Rzeczywistość: Smoleńsk.

To miała być moja pierwsza parada motocyklowa po mieście. Pierwsza w życiu. Potem koncerty i znajomi. Miało być pięknie.

Z rana dowiedziałem się co się stało. Obserwowałem jak rzeczywistość zatrzymuje się i spycha przyszłość na drugi plan. Internet - strony przeciążone. Telewizja - zdjęte wszystkie programy.

Zebrałem tyle informacji ile się dało. Ubrałem się, przeszukałem dom, z dużym trudem, w poszukiwaniu czarnego kawałka materiału. Czułem, że tak właśnie trzeba.

Szybki prysznic motocykla i w drogę...

Kolejne rozczarowanie... tysiąc maszyn i tylko 3 wiszące czarne wstążki albo szmatki... w tym jedna moja. Taka jaką miałem, może trochę nie odpowiednia, nie ładna ale jednak upamiętniająca.
Parada odwołana - czy dobrze czy źle to dyskusyjna kwestia. Za godzinę w miejscu gdzie miał się rozpocząć przejazd mają się spotkać wszyscy by uczcić pamieć tragicznie zmarłych, rykiem silników.

Nasuwa się wiele pytań.
Dlaczego Prezydent Polski po "zamachu" na niego w Gruzji mówił, że słyszał jak ktoś krzyczy po rosyjsku?
Jak często zdarzają się katastrofy lotnicze z udziałem samolotów rejsowych?
Jak dobry i jak wyszkolony musi być pilot by siedzieć za sterami maszyny Prezydenta?
Jak duże jest prawdopodobieństwo, że akurat ten samolot, akurat w tym dniu i akurat z tym pilotem i tymi pasażerami rozbije się i nikt tego nie przeżyje?
Jak bardzo korzystne jest wyeliminowanie Głowy Państwa, które sprzeciwia się polityce swoich sąsiadów oraz jest konserwatywne aż do bólu?
Dla kogo i jak bardzo korzystna jest śmierć dowodzących armią Polski?

Ja już sobie odpowiedziałem.

Nie mam złudzeń, że takie przypadki nie istnieją.

Mam już dość słuchania w telewizji jak to Rosja nam współczuje jak się łączy w bólu, że wyemitują "Katyń" w telewizji i że Putin będzie nadzorował specjalną komisję... a czarne skrzynki i tak będą analizowane w Rosji...

Za dużo pytań.

niedziela, 14 marca 2010

Czekanie

Czekam już, zdaje mi się, 6 tygodni. Mam rację: zdaje mi się. Tak właściwie to nie wiem ile czekam, ale chyba dłużej. Niech ten śnieg się wreszcie stopi i będzie ładna pogoda. Mam potrzebę zakrzywiania czasu.
...tyle się zdarzyło przez zimę.

wtorek, 9 lutego 2010

...

"Mądry zawsze szuka winy w sobie"

Próbowałem

Próbowałem do samego końca. Nie siedem a siedemdziesiąt siedem razy.

Wolność człowieka kończy się tam gdzie zaczyna się cierpienie drugiej osoby.

Nie do końca mogę spać spokojnie.

Złamany. Oddałem siebie, tylko jednej osobie. Teraz to już nie ma znaczenia. Jestem kim jestem. Jestem właśnie taki - Złamanym nikim, pozbawionym chęci do życia. Człowiekiem, który wie, że kocha.

Kiedyś się obudzę. Nie jestem tego pewien.

Czekałem na jedno słowo. Tylko jedno. Nie to.

"Czego jeszcze chcesz?"

Nie mam już siły.

niedziela, 7 lutego 2010

co przyniesie dzień

I'm back to reality, my own insanity.

Powróciłem. Widziałem, szczęśliwych ludzi.

Żyję już 8726 dni.

Lecąc ponad chmurami, kolejny raz, widziałem piękne niebo. Znam już ten widok ale zawsze mnie on zaskakuje.

Uspokaja. Zachód słońca kilkanaście kilometrów nad ziemią.

Bo jeśli było mi dane 1367 wspólnych wschodów i zachodów słońca to ciężko je zapomnieć, choć z pozoru wszystkie są takie same.


1367 dni by przeczytać, że nie było warto.

"Nic, naprawdę nic..."

środa, 3 lutego 2010

koniec wolności

"Jeszcze raz dzięki, że byłeś, że jesteś... na zawsze w.....
Kocham... nad wszystko.... wiem"
Wyrwali mi serce. Dałem je sobie wyrwać. Dałem się zmarnować, bo wiem ile siły kosztuje jego zregenerowanie.
Wieczór. Bazylea. Nie chcę wychodzić z domu bo to nie może się dobrze skończyć. Przelewam się tutaj.
Jeśli mówisz, że kochałaś to znaczy, że nie było warto. Przeszłość.

Znowu pusty plac, wielka dziura i ból w klatce piersiowej. Ten cholerny, wielki spokój, który pojawia się wtedy gdy już nie ma nic.
Gdy przejdę granicę strachu, zwątpienia i bólu.
Bolało kilka godzin, jeszcze trochę poboli.
Może nadal mam za mało. Za mało dobrych pomysłów, za mało namiętności, za mało marzeń, za mało zdolności do spełniania pragnień, za mało pomysłow, za mało woli by wszystko naprawić, za mało siły by wszystko ratować. Akurat jak się wszystko inne zaczęło walić. Zródło pieniędzy zaczęło wysychać a wcześniej Sztuka została żywcem pogrzebana - Jej miłość odeszła razem z nimi. Strasznie to brzmi.

Siedzę tutaj sam. Błagam o natchnienie. Nigdy nie wejdziesz do tej samej wody. Nigdy nie odtworzysz związku z drugą osobą. Szkoda. Było pięknie nawet jeśli tylko przez moment.
A teraz to już tylko niech stopnieje śnieg.

Utopię się.


W rzece adrenaliny, prędkości i wiatru. Najpewniej zapłacę za to życiem. Po co komu człowiek, któremu wyrwali serce? Jak ma żyć?

Pamiętaj: "The last rebel" i ryk silnika. O tyle proszę. "...tylko stalowymi łzami".

poniedziałek, 1 lutego 2010

Just a mix

I tak pojechałem do Szwajcarii, że leżę teraz w pokoju hotelowym w
Mariocie w stolicy I zastanawiam sie co dalej.

Odpowiada mi to. Hotele, podróże. Pytanie czy pracując lepiej
podróżować czy podróżować za zyski z pracy. Dość skrajne rozwiązania.

Pobudka jutro o 6. Druga próba załapania się na pokład samolotu.

Strzelanina w telewizji. Drugie, małe piwo.


Wanna z ciepłą wodą i odprężenie dla stóp. Ponad cztery godziny na
lotnisku i nic.

Jadąc na lotnisko zastanawiałęm się jak to będzie jeździć do Warszawy
motocyklem. Tak po prostu. Myślałem o tym o ile łatwiej, myślałem o
ile niebezpieczniej.

Myślałem, że już dzisiaj będe półtora tysiąca kilometrów od swojej
codzienności. A dalej jestem tutaj. Prosty wniosek. Codzienności nie
uciekniesz - zmień swoje życie, zmienisz codzienność, nie będziesz
musiał uciekać.

Jak zwykle. Łatwo mówić.

sobota, 30 stycznia 2010

Scirocco

Udało się.

On zawsze wypełnia te dziedziny życia, które mnie unoszą na skrzydłach.

Dzisiaj wylot do Szwajcarii.
Wczoraj ciemna noc, pościelone łóżko, zgaszone światło.

Uwielbiam to uczucie. Dążyłem do niego.

Czuję jak zaczynam je rozumieć. Delikatna miękkość palców zamieniających metaliczny dźwięk w muzykę. Swoboda, tworzenie, spełnianie marzeń.
Muzyka w ciemnym pokoju przy blasku latarni.
Czuję Moc. Energię budzącą się w moim sercu. Pompuje ją w żyły, każda komórka mojego ciała zaczyna budzić się do życia.
Dziękuję.

Pamiętaj jedno: Cokolwiek postanowisz, będzie Tobie dane.

Uwielbiam marzyć.


 

czwartek, 21 stycznia 2010

Poetica

Uwielbiam wiatr,
wypełniający żagle,
bo gna mnie do przodu,
gdy brak nadziei.

sobota, 16 stycznia 2010

Kamikadze

Pomieszczenie emanowało ciszą. Siedziałem na stworzonym przez siebie stołeczku w samym centrum spokoju i patrzyłem przez okno na gwiazdy.
- O tych galaktykach nikt jeszcze nawet nie wie  - dźwięk wypłynął spod podłogi i uciekł przez czarny i piękny jak gwieździsta noc sufit.
- Gdzie one są? - zapytałem
- Właśnie tutaj. Tu gdzie je widzisz. W twojej głowie - Powiew wiatru przedarł się na wylot przez otwarte okna, dudniąc potężnie.

Siedziałem dalej, wypatrując gwiazd. Wszystko tak piękne i jednocześnie tak mało zrozumiałe dla mojego umysłu. Przypominając sobie moją ostatnią wizytę tutaj, przypomniałem sobie jak przyzwałem Boski Wiatr. Jechałem do domu i poczułem, że właśnie teraz potrzebuję pomocy. Spojrzałem na stojący w pobliżu stolik, z małej kryształowej fiolki unosił się zwiewny acz intensywny fioletowy kolor. "Wyżej" pomyślałem. Uniusł się wyżej."Więcej" zapragnąłem. Natychmiast otrzymałem. Zabawy z ogniem przerwał nagły rozbłysk światłości za moimi plecami. Powoli obróciłęm sie stołeczku. Dobrze wiedziałem kto stoi za moimi plecami. Ucieszyłem się.
- Witaj - aksamitny, radosny, pełen ciepła i mocy jak wschód słońca głos dobiegł do moich uszu.
Uśmiechnąłem się. Witaj.
Stał przede mną - Blask. Mój Anioł. Zdałem sobie sprawę z mojego materialistycznego podejścia, gdyż Anioł nie jest mój. Jest ze mną a to zupełnie co innego.
Blask milczał. Nie musiał nić mówić, sama jego obecność dawała ulgę i przynosiła ukojenie dla goniących myśli.
- Wezwałeś go - miękki szept otulił moje uszy.
- To prawda. Odrzekłem zdecydowanie.
-Spójrz.

Zobaczyłem siebie leżącego na kanapie w domu. Telefon w ręku. Ciągnąca się rozmowa. Oskarżenia. Wypowiadam słowa, czuję jaką agresję rodzą. Nie wiem skąd to płynie. Ale widzę, że jest słuszne. "Nie troszczcie się, jak i co macie mówić; albowiem będzie wam dane w tej godzinie, co macie mówić".
Dużo myśli. Podejmuję działania. Myślę. Powoli układam wszystko w jedną całość. Zaczynam widzieć którą drogę wybrać.

- Wezwałeś. Teraz bądź jak woda, bądź jak wiatr. Bądź jak ziemia i skały, słońce i deszcz. Twoje żagle wypełni wiatr, a Twoje skrzydła odzyskają dawny blask.  - i rozpłynął się z promienistym uśmiechem na rozświetlonej twarzy.

Dym z kryształowej fiolki zaczął się iskrzyć i rozjaśniać. Melancholijny fiolet upodabniał się do promieni słońca. Smuga światła zbliżyła się do mnie, zaczęła mnie otaczać. W nozdrzach poczułem cudowny zapach czystego powietrza.

Kamikadze. Boski Wiatr.

Jak wiatr

"Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje, drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane, jak jakieś drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata..."
— Krystyna Siesicka

poniedziałek, 4 stycznia 2010

Valkyrie

Pora zaczynać.

Ręką odnalazł klamkę. Nacisnął i delikatnie pchnął drzwi. Skrzypienie podrdzewiałych zawiasów trwało tylko moment. Jego oczom ukazało się bardzo słabo lecz ciepło oświetlone pomieszczenie. Światła padały na ściany od dołu, lekka czerwień przy podłodze przechodziła w pomarańcz by u szczytu ściany stać się nieprzeniknioną czernią. Pod ścianami poustawiane były stoły. Pomimo małej ilości światła i tak wyglądały na bardzo stare, drewno miało brudny, ciemny kolor. Blaty było widać na całej długości pomieszczenia, z każdej strony. Nawet jeden nie był wolny. Na każdym stały jakieś finezyjne kształty tylko z pozoru przypominające coś konkretnego. Stara maszyna do pisania, jakieś fiolki, zlewki, rurki, rożne rodzaje kluczy. Na ścianach obrazy i cztery okna z drewnianymi okiennicami, po jednej sztuce na każdej ze ścian. Za oknami gwiazdy. W miejscu sufitu przestrzeń i czerń.

Przybyłem. Jestem gotowy. - Specyfika tego miejsca pozwalała głosowi rozchodzić się w przestrzeni lub zamieniać nawet krzyk w cichy szept. Wszystko było tutaj względne i zależne od woli.

Jedna ze ścian się wydłużyła i na zwolnionym miejscu pojawiły się drzwi.
- Witaj, dawno cię tutaj nie było. Wiesz jaki jest mój obowiązek.
- Wiem.
- Dlatego też, pytam. Czy jesteś gotowy?
- Jestem.
- Zaczynajmy więc.

Przez świeżo powstałe drzwi wszedł mężczyzna w skórzanym płaszczu. Ciężkie buty stukały o podłogę. Niskim głosem powiedział:
- Miło cię znów tutaj widzieć. Zawsze dobrze jest wrócić do domu. Nawet gdy nie bardzo się wie dlaczego. Anioł powiedział mi, że Twoje życie się zmienia. Nie jest to nic nowego bo wszystko się zmienia, jednak podobno te zmiany burzą twój spokój.

-Sam wiesz jak to bywa w życiu – odpowiedziałem.
-Pamiętasz kim jestem? - zapytał przybysz.
-Byłeś częścią mnie. Mniemam, że to nie uległo zmianie. Ty jednak znacznie się zmieniłeś.
-Takim mnie stworzyłeś – odparł z uśmiechem unosząc jeden kącik ust.
-Pamiętałem cię jako przystojnego, dobrze zbudowanego faceta w golfie pod szyją. - Starałem się okazać sympatię.
-Jak widzisz tylko golf się zmienił – Jego twarz rozpromieniała.
-To brzmi trochę dziwnie, nie uważasz?
-Ja jestem tylko i aż tobą. Twoją imaginacją samego siebie. Częścią Ying i Yang, jedną z wielu składowych twojego Ki. Twojej Ścieżki Życia. Przejdźmy do konkretów, gdyż widzę, że tracisz koncentrację. Co cię trapi?
-Moje związki z ludźmi – odparłem szybko.
-Urodziłeś się jako jedna z tych osób, które nawiązują znajomości na całe życie. Dlatego też krótkie, przelotne znajomości nie są Twoją domeną. Nie zrealizujesz się w nich łatwo. Chyba, że taka będzie twoja wola. Pamiętaj jednak, że wszystko budzi reakcję i odzew wszechświata. Coś zyskasz ale może, acz nie musisz, coś stracić. Takie prawa.
-Nie umiem usiąść z pierwszą lepszą osobą i rozmawiać o pierwszej lepszej rzeczy. Znaczy umiem ale tylko przez moment a potem wszystko wraca do ciszy.

Starałem się uporządkować wszystkie myśli ale nie było to łatwe. Pomieszczenie w którym się znajdowałem dawało mi uczucie ciepła i schronienia, bezpieczeństwa i spokoju. Czułem jak wraca mi chęć do życia. Jak moje baterie się ładują. Po chwili znów podjąłem temat.
-Prosiłem kiedyś o osobę, która będzie szła razem ze mną na spotkanie przygód.
-Wszystkie twoje prośby zostaną spełnione jeśli Bóg tak zechce. A patrzy na Ciebie łaskawie bo chcesz zrozumieć.

Dźwięk tych słów pulsował w mojej głowie głębokim basem. Miłe uczucie. Mężczyzna kontynuował:
-Pamiętaj, że ja jestem twoją Odwagą, Siłą, Wytrwałością jestem też Agresją i Złością. To właśnie ze mną krzyczysz  gdy słyszysz huk silnika i zakrzywiasz czasoprzestrzeń otaczającego cię świata, gdy wstrzymujesz czas. Popatrz tam! - Ściana rozsunęła się i pojawiły się szerokie stalowe drzwi. Skinieniem ręki podniósł wrota do góry. Otworzył je. - To jest Twoje marzenie! - W odsłoniętym pomieszczeniu stał olbrzymi, lśniący chromem czarny krążownik na dwóch kółkach. - Valkyrie. Będzie twoja. Jeszcze nie teraz, ale obiecuję, że nie będziesz czekał tak długo jak na swój pierwszy sen. Wróćmy do tematu bo widzę, że znów mnie opuszczasz.

Istotnie czułem jak bym się rozpływał. Wszystko stawało się mgłą. Skoncentrowałem się na jego głosie i wróciłem do pomieszczenia.

- O jesteś – uśmiechnął się – Muszę przyznać, że nie dziwię się Twojej reakcji w ostatnich dniach. Anioł powiedział mi bym z tobą porozmawiał i ukoił twój niepokój.
-Masz cudowny głos. Wiesz? - Naprawdę byłem nim oczarowany.
-Takim mnie stworzyłeś. Chodź! Opowiem ci życie od świtu aż po blask! Wybory dokonane przez Ciebie sprawiły, że jest w tobie dużo z samotnika. Innymi słowy nie jesteś duszą towarzystwa, ale czuję, że bardzo byś chciał. Pamiętasz o co prosiłeś w szkole podstawowej?

Skinąłem głową, a on mówił dalej:

-Sami tworzymy swoją naturę jednak ciężko jest zmienić swoją osobowość w jednej chwili. Kochałeś ją, wiem o tym. Mówiłeś, że to magia cały ten koncert, noc, ludzie, muzyka. Tak bardzo starałeś się dopasować do niej, że wyszło zupełnie inaczej. W każdym momencie życia pamiętaj gdzie jest twoje miejsce – a jest ono tam gdzie chcesz być. Nie dziwie ci się, że nie lubisz być sam. Ciebie olewają to i ty olewaj. Walcz. Ja jestem twoim odzwierciedleniem walki. Wojownikiem, który krwawi i zabija dalej. Pamiętaj jednak o innych częściach składowych siebie. Pamiętasz tę blondynkę z którą ostatnio tutaj byłem? Ona jest Opiekunem, Namiętnością, Ukojeniem Ran. Ale się boi. Nie ma odwagi i potrzebuje mnie. A tym samym ty nas potrzebujesz. Bo ze mną ani z nią osobno nie będziesz mógł żyć spełniony. Twój Anioł. On jest Miłością i Przebaczeniem, tą wyższą formą Mądrości. On wskazuje Ci drogę. Patrz na niego często – Mężczyzna zwrócił niebieską głębię swoich oczu w moim kierunku -  bo zabłądzisz!
I na koniec pamiętaj: Gdy sobie nie radzisz, chciej by się udało. Gdy nie masz w sobie dość siły lub umiejętności zwiąż się z wartościową osobą, która Ci pomoże. Jeśli ta osoba cię zawiedzie. Nie słuchaj mnie! Słuchaj wtedy Anioła.

- Dziękuję

Mężczyzna uśmiechnął się a ja...

Obudziłem się.