niedziela, 2 maja 2010

Jestem tu

Droga.

Stopery w uszy i długa prosta ku wolności. Problem? Połowa przyjemności odchodzi razem z dźwiękiem przeszywanego kaskiem i owiewkami wiatru powietrza. Bez tego szum w uszach do końca dnia i ból głowy. Jednak wolę wiatr.
Trzy krzyże, rozmowy przy piwie.
Znajome twarze, ognisko i to coś, co ciężko nazwać ale przeszkadza mi w mojej moralności.
Potem pościel w groszki i zimna podłoga.
Śniadanie, radość, kawa, radość, motocykl. Piękna droga.
Kolejne godziny, kolejni znajomi. Garaż, motocykl.
Leżę na baku a przestrzeń zaczyna się zakrzywiać wypychając mnie do przodu. Na czterysta metrów, czyli gdzieś tam,  ludzie zaczynają się oglądać. Czterysta metrów... czyli trochę mniej niż osiem sekund. Świat z za owiewki wygląda dziwnie, niewiele widać więc podnoszę głowę - tak do linii oczu. Gorąco w stopy od asfaltu na zakrętach, wibracje, przecinanie powietrza. Spojrzenia ludzi - ale czy to o to chodzi? Nie, bo potem wolniej. Już bez adrenaliny, bez pogoni Anioła Stróża.... delikatnie, płynnie, z przyjemnością.