środa, 3 lutego 2010

koniec wolności

"Jeszcze raz dzięki, że byłeś, że jesteś... na zawsze w.....
Kocham... nad wszystko.... wiem"
Wyrwali mi serce. Dałem je sobie wyrwać. Dałem się zmarnować, bo wiem ile siły kosztuje jego zregenerowanie.
Wieczór. Bazylea. Nie chcę wychodzić z domu bo to nie może się dobrze skończyć. Przelewam się tutaj.
Jeśli mówisz, że kochałaś to znaczy, że nie było warto. Przeszłość.

Znowu pusty plac, wielka dziura i ból w klatce piersiowej. Ten cholerny, wielki spokój, który pojawia się wtedy gdy już nie ma nic.
Gdy przejdę granicę strachu, zwątpienia i bólu.
Bolało kilka godzin, jeszcze trochę poboli.
Może nadal mam za mało. Za mało dobrych pomysłów, za mało namiętności, za mało marzeń, za mało zdolności do spełniania pragnień, za mało pomysłow, za mało woli by wszystko naprawić, za mało siły by wszystko ratować. Akurat jak się wszystko inne zaczęło walić. Zródło pieniędzy zaczęło wysychać a wcześniej Sztuka została żywcem pogrzebana - Jej miłość odeszła razem z nimi. Strasznie to brzmi.

Siedzę tutaj sam. Błagam o natchnienie. Nigdy nie wejdziesz do tej samej wody. Nigdy nie odtworzysz związku z drugą osobą. Szkoda. Było pięknie nawet jeśli tylko przez moment.
A teraz to już tylko niech stopnieje śnieg.

Utopię się.


W rzece adrenaliny, prędkości i wiatru. Najpewniej zapłacę za to życiem. Po co komu człowiek, któremu wyrwali serce? Jak ma żyć?

Pamiętaj: "The last rebel" i ryk silnika. O tyle proszę. "...tylko stalowymi łzami".