wtorek, 9 lutego 2010

...

"Mądry zawsze szuka winy w sobie"

Próbowałem

Próbowałem do samego końca. Nie siedem a siedemdziesiąt siedem razy.

Wolność człowieka kończy się tam gdzie zaczyna się cierpienie drugiej osoby.

Nie do końca mogę spać spokojnie.

Złamany. Oddałem siebie, tylko jednej osobie. Teraz to już nie ma znaczenia. Jestem kim jestem. Jestem właśnie taki - Złamanym nikim, pozbawionym chęci do życia. Człowiekiem, który wie, że kocha.

Kiedyś się obudzę. Nie jestem tego pewien.

Czekałem na jedno słowo. Tylko jedno. Nie to.

"Czego jeszcze chcesz?"

Nie mam już siły.

niedziela, 7 lutego 2010

co przyniesie dzień

I'm back to reality, my own insanity.

Powróciłem. Widziałem, szczęśliwych ludzi.

Żyję już 8726 dni.

Lecąc ponad chmurami, kolejny raz, widziałem piękne niebo. Znam już ten widok ale zawsze mnie on zaskakuje.

Uspokaja. Zachód słońca kilkanaście kilometrów nad ziemią.

Bo jeśli było mi dane 1367 wspólnych wschodów i zachodów słońca to ciężko je zapomnieć, choć z pozoru wszystkie są takie same.


1367 dni by przeczytać, że nie było warto.

"Nic, naprawdę nic..."

środa, 3 lutego 2010

koniec wolności

"Jeszcze raz dzięki, że byłeś, że jesteś... na zawsze w.....
Kocham... nad wszystko.... wiem"
Wyrwali mi serce. Dałem je sobie wyrwać. Dałem się zmarnować, bo wiem ile siły kosztuje jego zregenerowanie.
Wieczór. Bazylea. Nie chcę wychodzić z domu bo to nie może się dobrze skończyć. Przelewam się tutaj.
Jeśli mówisz, że kochałaś to znaczy, że nie było warto. Przeszłość.

Znowu pusty plac, wielka dziura i ból w klatce piersiowej. Ten cholerny, wielki spokój, który pojawia się wtedy gdy już nie ma nic.
Gdy przejdę granicę strachu, zwątpienia i bólu.
Bolało kilka godzin, jeszcze trochę poboli.
Może nadal mam za mało. Za mało dobrych pomysłów, za mało namiętności, za mało marzeń, za mało zdolności do spełniania pragnień, za mało pomysłow, za mało woli by wszystko naprawić, za mało siły by wszystko ratować. Akurat jak się wszystko inne zaczęło walić. Zródło pieniędzy zaczęło wysychać a wcześniej Sztuka została żywcem pogrzebana - Jej miłość odeszła razem z nimi. Strasznie to brzmi.

Siedzę tutaj sam. Błagam o natchnienie. Nigdy nie wejdziesz do tej samej wody. Nigdy nie odtworzysz związku z drugą osobą. Szkoda. Było pięknie nawet jeśli tylko przez moment.
A teraz to już tylko niech stopnieje śnieg.

Utopię się.


W rzece adrenaliny, prędkości i wiatru. Najpewniej zapłacę za to życiem. Po co komu człowiek, któremu wyrwali serce? Jak ma żyć?

Pamiętaj: "The last rebel" i ryk silnika. O tyle proszę. "...tylko stalowymi łzami".

poniedziałek, 1 lutego 2010

Just a mix

I tak pojechałem do Szwajcarii, że leżę teraz w pokoju hotelowym w
Mariocie w stolicy I zastanawiam sie co dalej.

Odpowiada mi to. Hotele, podróże. Pytanie czy pracując lepiej
podróżować czy podróżować za zyski z pracy. Dość skrajne rozwiązania.

Pobudka jutro o 6. Druga próba załapania się na pokład samolotu.

Strzelanina w telewizji. Drugie, małe piwo.


Wanna z ciepłą wodą i odprężenie dla stóp. Ponad cztery godziny na
lotnisku i nic.

Jadąc na lotnisko zastanawiałęm się jak to będzie jeździć do Warszawy
motocyklem. Tak po prostu. Myślałem o tym o ile łatwiej, myślałem o
ile niebezpieczniej.

Myślałem, że już dzisiaj będe półtora tysiąca kilometrów od swojej
codzienności. A dalej jestem tutaj. Prosty wniosek. Codzienności nie
uciekniesz - zmień swoje życie, zmienisz codzienność, nie będziesz
musiał uciekać.

Jak zwykle. Łatwo mówić.