poniedziałek, 25 czerwca 2007

Odbicie

Skupienie. Czyli fałszywe próby zachowania, równie fałszywych złudzeń pewnego cżłowieka, że o słuchasz.
To i tak bez żadnej różnicy bo chcesz ale nie możesz. A może tu trzeba czegoś więcej? Powołania? Moze wewnętrznej potrzeby? Wewnętrznego głodu wiedzy?
Dyskretna gestykulacja, kurczowy uścisk prawej dłoni. Stos zielonych kartek przerzucanych nerwowo, w celu odnalezienia niezbędnej w danej chwili wiedzy, która to chwilowo zaszyła się w najdalsze, od dawna zapomniane, pokoje pamięci.
Odnaleziono. Powiedziano. Nie znaleziono zrozumienia.
Zmiana ręki. Tamta się zmęczyła uściskiem i teraz zmienia kartki.

Cichy zgrzyt długopisu skrobiącego papier rozschodzi się ze wszystkich stron. Gorączkowe półsłówka dezaprobaty wobec prędkości wypowiadania słów.
Błekit nieba i od dawna nie widziane Słońce.
Tylko, że...zasłonięto okna!. Nie widać Światła! Już tak długo... za długo. Nie widać Gwiazd.

...a on wyrzuca z siebie fale nie tworzących jednej całości słow na wiatr chłonnych umysłów, soli tej ziemi, przyszłych władców tego świata.

Przerwa.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Kontynuacja.

Kartki rozrzucone, szyderczy uśmiech przypominający nam, że jeszcze, mówca, zapadnie w naszą pamięć.
Niezbyt usilne próby uzyskania koncentracji.
Ściemnia się. Nie ma Słońca, Światła... nie ma Gwiazd...

Coś nie tak, w duszy niepokój, objawiający się falą gorąca powoli wypełniająca Cię od stóp w górę, powoli, sumiennie, nieubłagalnie... w górę.
Czujesz jak byś był nie z tego świata, jakbyś unosił się lekko ponad nim.
Widział to co realia życia przesłąniają. A potem czujesz gniew chcący zmącić uzyskaną harmonię. Na pokaz, prosisz by to już był koniec. Błache sprawy zaczynają boleć niemiłosiernie. Czujesz każdą komórkę swojego ciała. Małe drobnostki nabierają ogromnego znaczenia. Zapominasz o reszcie świata. Więzienie!. Jestesteś tu i teraz ale nie tak jak powinieneś być, tylko tak jak byś chciał coś skończyć a nie potrafił. Zegar tyka nieubłaganie a on trwa w swej nieugiętej pozie, cały czas gestykulując i rozdzierając panującą duchotę szelestem zielonych kartek.
Nieubąganie ale do czasu, wyznaczonego lata temu przez wielkich, według historii ale mimo to zapomnianych, ludzi.

Czas nadszedł. Skończył... Koniec wykładu.

...

moja pieśń, moja herezja... :>
2004-11-16 | 18:24:28 | crazy-in-paradise

Brak komentarzy: